[nick]Blacksad[/nick][icon]https://i.ibb.co/JrSQ4LG/bs.jpg[/icon][status]I had chosen to walk the darkest path in life.[/status][LZ]<div class="lz-container"><a href="https://swmedley.rusff.me">IDENTIFICATION CARD</a><div class="lz-hr"></div><p><b>John Blacksad</b><br><br>prywatny detektyw</p></div>[/LZ]
Poranne słońce wstaje nad Warszawą jak złocisty naleśnik. Ktoś tam, na górzę, hojnie oblał go dżemem truskawkowym i na dodatek pomaranczowym, pigwowym, różanym.
Blacksad stawi samochód w cieniu kasztanowca na skraju parkingu. On przyjechał zbyt wcześnie. Chyba nie da się znałeżć kawiarnię otwartą o takiej porzę. To nic. On po prostu zaczeka w samochodzie aż się otworzy Mozaika, i wtedy będzię miał swój kubek.
To będzie kawa na czarno, na gorąco, prawie jak wczorajsza sprawa.
Blacksad wychodzi na świeże powietrze. Wiatr wieje z Wisły.
Jest za wcześnie i zbyt leniwie, żeby iść do biura. Nie, najpierw kawa. Cała nadzieja w kawie.
Byłoby miło, gdyby Weekly myślał tak samo, bo tylko dobra kawa może zrekompensować spotkanie, zaplanowane w piątek na 7 rano.
Blacksad nie był nawet pewien, no tak nie do końca, czy jego przyjaciel otrzymał wiadomość, pozostawioną w skrzyńce głosowej w środku nocy. Ale, niestety, nikt nie zabija obywateli zgodnie z harmonogramem, prawom pracy lub innym takim dokumentem. Jeśli coś się stało, możesz być pewien, stało się o najgorszym czasie, kiedy porządny detektyw musi spać, cieszyć się kąpielą lub spotkaniem bardziej romantycznym niż wizyta u kolejnych zwłok, znalezionych gdzieś pod mostem — ewentualnie, mostem Poniatowskiego.